[...] Jeżeli przyglądamy się jego życiu, jakże skromnemu, to przede wszystkim spotykamy prawdę o człowieku rozmodlonym. Człowiek na klęczkach. [...] Człowiek głębokiego życia wewnętrznego, dla którego modlitwa była nie tyle wyjątkowym stanem duszy, co chlebem powszednim, nieodzownym pokarmem, który dawał mu energię od rana na cały dzień. A wiemy, że dzień Wujka kończył się bardzo późno.

(ks. M. Drzewiecki)

 

Dziś, gdy miłość w świecie jest zagrożona, gdy w konsekwencji zagrożona jest także rodzina i całe narody, powrót do wizji miłości prezentowanej przez ks. Aleksandra Zienkiewicza ma szczególne znaczenie. Myśl jednego z największych ludzi naszego czasu na dolnośląskiej ziemi jest ciągle młoda. Jest godna zgłębiania i stosowania w życiu indywidualnym i społecznym.

(ks. bp I. Dec)

Charakterystyczną cechą ks. Zienkiewicza była jego pracowitość. Miał wielkie poczucie obowiązku i odpowiedzialności za spełnienie przyjętych zobowiązań. Chętnie spieszył z pomocą potrzebującym. Z pracowitością łączyła się druga cecha: oszczędność, poprzestawanie na małym. Z własnego doświadczenia wiedział, co to znaczy niedostatek i co znaczy poświęcenie się za drugich. Wyjątkowo głęboko przeżył bowiem śmierć jedenastu sióstr nazaretanek.

Z miłością Boga i bliźniego łączył miłość Kościoła i Ojczyzny, a także szacunek do każdego człowieka. Krzyż Chrystusowy wyznaczał ks. Prałatowi drogę nadziei, opartej na głębokiej wierze, bezgranicznym poddaniu się woli Bożej i miłosiernym służeniu bliźnim. Krzyż był dla niego drogą do spotkania z Panem w wieczności. Nie należał do żadnego zakonu, ale przez całe swe życie praktykował rady ewangeliczne.

(ks. J. Pater)

 

Żył bardzo skromnie. Niewielką pensją dzielił się z ubogimi studentami. Chodził w starym płaszczu i sutannie mocno sfatygowanej. Kiedy z okazji imienin kupowaliśmy mu nowy płaszcz czy inne rzeczy, krępował się w nich chodzić. Mieszkanie jego było miejscem rozmów osobistych, spotkań grupowych, magazynem i biblioteką. Miał bardzo dużo wartościowych książek, które polecał młodzieży do czytania. Stymulowanie lektury wartościowych książek uważał za ważną formę duszpasterzowania. Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek korzystał z dnia wolnego dla siebie. Natomiast od czasu do czasu organizował wyjazdy w plener z młodzieżą, połączone z nabożeństwem majowym lub innym.

(ks. bp A. Dyczkowski)

 

[...] ks. Aleksander Zienkiewicz pozostaje w pamięci swoich wychowanków jako świadek Bożej sprawy w trudnych czasach Kościoła w Polsce, a nawet wzór i przykład do naśladowania w przeżywaniu kapłaństwa i bycia kapłanem. Wyrazem tego jest powszechna opinia, że ks. rektor Aleksander Zienkiewicz był kapłanem świątobliwym.

(ks. M. Biskup)

 

Tajemnica wpływu duchowego na wychowanków - i na każdego, kto miał łaskę spotkania ks. Zienkiewicza w swoim życiu - polegała chyba przede wszystkim na mocy jego osobistego świadectwa.[...] Czuliśmy je, odbieraliśmy na co dzień, rozmawialiśmy o nim między sobą. Z perspektywy dziesięciu lat od śmierci ks. Zienkiewicza wydaje się ono jeszcze bardziej wyraziste. Właśnie owa wyrazistość, owa jednoznaczność osobistego świadectwa działała z największą siłą. Przykłady można by mnożyć. Ograniczę się do wspomnienia jednej z dyskusji podczas konwersatorium etycznego, poświęconej właściwemu stosunkowi do dóbr materialnych, do posiadania rzeczy, środków niezbędnych, potrzeb materialnych człowieka. Celowo wywołaliśmy ten temat, by lepiej zrozumieć postawę Wujka, który zdawał się nie mieć żadnych potrzeb, który rozdawał, cokolwiek otrzymał, który zawsze znalazł obok siebie kogoś bardziej potrzebującego. Dyskusja zakończyła się konkluzją, na którą nas Wujek umiejętnie naprowadził, że wszystko, co posiadamy jest darem, który otrzymaliśmy, choć wcale nie musieliśmy go otrzymać. Stąd właściwy stosunek do tego, co posiadamy, powinien być wolny od przywiązań. Powinniśmy umieć posiadać różne dobra w taki sposób, jak byśmy ich nie posiadali i w każdej chwili byli gotowi je oddać. Nie można bowiem skupić swojej duchowej uwagi na tym, co się posiada, ani popaść w uzależnienie od pragnienia posiadania. Tę naukę znaliśmy już dobrze z codziennej postawy Wujka.

(J. Lubieniecka)

 

Do końca życia nie rozstawał się z lekturą, do której zachęcał nie tylko młodych. Młodzi ludzie, jak wiadomo, zawsze oczekiwali od nauczycieli kompetencji i wiarygodności: Ty nas uczysz, ale pokaż, jak to się robi. Ks. Zienkiewicz był nauczycielem kompetentnym i wiarygodnym, ale przede wszystkim był świadkiem - stosownie do tego, czego uczyli wielcy papieże.

Ksiądz Aleksander Zienkiewicz często podkreślał, że przebywając z młodymi, sam wiele się od nich uczy. [...] Taki pogląd mogą wyrażać tylko ludzie bardzo pokorni i święci.

[...] Jeśli chcemy Boże królestwo budować w sobie i wokół siebie, to powinniśmy dziedzictwo, jakie nam pozostawił ks. prałat Zienkiewicz, przyjąć jako własne. Być do dyspozycji Chrystusa Króla, otworzyć się na dar Jego łaski, Jego światło i Jego moce płynące ze źródeł sakramentalnych, zwłaszcza sakramentu pojednania i Eucharystii, jak tego swym słowem i przykładem uczył nas ks. Zienkiewicz - kapłan oddany bez reszty służbie Bogu i ludziom w miłości.

(ks. S. Turkowski)

 

Miłość w wydaniu Wujka ma być powszechna - w stosunku do każdego człowieka, bez żadnych kółek adoracji czy samouwielbienia. Każdego człowieka trzeba miłować, bo zło można z człowieka wypędzić przez miłość - to była jego teza. To rozumienie powszechności nam zostało. Miłość jest bardzo trudna, jeżeli jest bezinteresowna. Nasze miłości są ciągle zaśmiecane, zarastają chwastami różnych interesików. U Wujka nie było nic z tych rzeczy. Jego miłość była czysta. On się spalał dla człowieka o każdej porze, ale niczego w zamian się nie spodziewał, żadnej wdzięczności. I dlatego był zdolny do kochania o każdej porze, w dzień i w nocy. Akcentował i realizował miłość czystą, żeby dawać i pomagać intelektualnie, fizycznie, co do duszy i co do ciała. Rzeczywiście rozdawał z jednej kieszeni do drugiej, nawet rzeczy osobiste. Wystrzegał się przy tym jakiegokolwiek pustosłowia, drażniło go to. Skupiał się na konkrecie - co robisz, co dajesz i co jest dla ciebie istotne, najważniejsze.

W miłości najtrudniejszy jest ten ostatni próg, ta poprzeczka postawiona przez Chrystusa i przez Niego pokazana, bo to sprzecza się z naszym rozumem i naszą naturą: Jak ja mam kochać wroga, nieprzyjaciela, krzywdziciela, który moją rodzinę zniszczył, zdeptał, ograbił albo wpędził w nieuleczalną chorobę? Jezus nakazuje pomagać, dawać takim. Ale najtrudniej jest przebaczać. Wujek szedł, tropiąc te głębokie myśli, po trzech stopniach tej miłości miłosiernej: Mam przebaczać wszystko; Mam darować wszystkim; Mam przebaczyć na zawsze. W tym kierunku wychowywał wszystkich, także kandydatów do kapłaństwa.

(ks. W. Róg)

 

Wujek był człowiekiem pełnym wiary w Bożą Opatrzność. Uczył nas, że nie należy zamartwiać się niepotrzebnie, bo przecież „Opatrzność czuwa nad niedołęgami”. To jego słynne powiedzenie do dziś przynosi mi pociechę w trudnych chwilach i faktycznie się sprawdza.

(E. Chabińska)

 

Wujek był kapłanem, który swoją pracę duszpasterską realizował bez lęku. Nie widział zagrożeń tam, gdzie ich nie było. Wczytał się głęboko w przypowieść o pszenicy i kąkolu i nie dzielił świata równą nieprzekraczalną linią na dobry i zły. W każdym miejscu na ziemi rośnie i pszenica, i kąkol, ale i w sercu każdego człowieka oprócz kąkolu jest i pszenica. [...] Chciał ukazać nam, że Boża Prawda w jakiejś części trafia do każdego serca i trzeba umieć dostrzec, że świat nie jest czarno-biały, że jedna myśl - tego samego człowieka - może być błędna, a inna może być piękna i słuszna. Uczył nas, że niejako potwierdzenia słuszności Ewangelii można szukać w jasnej myśli twórczej, w myśli filozoficznej i etycznej, w otaczającym nas świecie, bo pszenicą Bóg zasiał cały świat. Nie można nam więc odcinać się od świata w jakiejś enklawie, my mamy w tym świecie tkwić, bo do tego jesteśmy posłani i jedynie powinniśmy umieć w nim odróżniać kąkol od pszenicy. A jest to umiejętność, której trzeba się uczyć. Wujek nas tego uczył - swoim słowem, ale i swoim odniesieniem do innych, gdy pokazywał nam, że w każdym można odnaleźć zasianą w jego sercu pszenicę.

(M. Łapicka)

 

Żył naszymi sprawami jak dobry ojciec. Sprawdzał i pilnował, byśmy jadali regularnie i odpowiednio do pory roku ubierali się. Jednakową troską obejmował wszystkich domowników, czyli siostry zakonne (greckokatolickie i adoratorki), swoją naturalną rodzinę oraz nas, pozostałych. Nikogo nie wyróżniał, cieszył się naszymi sukcesami, a martwił porażkami.

[...] Ciągle powtarzał, że w domu, w którym mieszka Chrystus, nie powinno być żadnych dąsów, kwasów i gniewów. Powtarzał: „Niech słońce nie zachodzi nad waszym gniewem”. Jeżeli kogoś z nas gorszyło zachowanie sióstr zakonnych lub księży, mówił: Nigdy nie wieszajcie swojej duszy na sutannie, bo może ją wywieść na manowce. Albo: Jeżeli mały człowiek, nawet w sutannie czy habicie, przesłania ci wielkiego Boga, to, kochana, zrewiduj swoją wiedzę lub wyobrażenie Boga. To nie jest prawdziwy Bóg, jeżeli może go przesłonić mały człowiek.

[...] Darzył nas zaufaniem tak dalece, że czasami graniczyło to z naiwnością, ale to zaufanie zobowiązywało i bardziej nas dyscyplinowało. Takie codzienne tchnienie miłości, dobroci, świętości do naszych dusz, umysłów musiało pozostawić trwały ślad. Przypomniałam sobie ciągle powtarzane słowa Wujka: Pamiętajcie, Bóg nigdy nie dopuszcza na nas ciężaru nie do uniesienia. A jeżeli Go o to poprosimy, to postawi na naszej drodze Cyrenejczyka, który nas wesprze. Dziękuję Opatrzności, że na mojej drodze postawił Cyrenejczyka w osobie Wujka.

(M. Chomik)

 

Kochaliśmy go za jego dobroć, cierpliwość, wyrozumiałość, a przede wszystkim za jego mądrość. Pociągał nas nie tym, co mówił, tylko tym, jak żył. Myślę, że nasze roczniki miały to szczęście, że otarliśmy się o par exellence prawdziwą świętość.

(H. Kozłowska)

 

[...] Za wszystko dziękował, nie chciał dla siebie żadnych przywilejów, był cierpliwy we wszystkim do końca.

(H. Głębowska-Halawa)

 

[...] On był zawsze constans: czytelny, przejrzysty, zawsze szczery, zawsze był sobą. Ten autentyzm, ta jego naturalność, kultura i wiedza urzekały nas i kazały nam się wokół niego gromadzić.

(ks. J. Klichta)

 

W spotkaniach z Wujkiem, wielkim i świętym, doświadczaliśmy jego prostoty, mądrości, niezwykłej miękkości i delikatności, a jednocześnie stanowczości i pryncypialności w sprawach wiary i w innych ważnych sprawach. Dotykaliśmy człowieka ogromnie pokornego, a jednocześnie człowieka ogromnej dumy w tym najlepszym znaczeniu, który z każdym spotkanym nawiązywał kontakt partnerski, w poczuciu ogromnej odpowiedzialności za chwile spędzoną z drugim człowiekiem. Nigdy nie słyszałem, żeby w obecności wielu osób kogoś krytykował lub piętnował. A działy się rzeczy różne, bo były to burzliwe czasy. Nigdy nie padło żadne nazwisko, natomiast krytykował i piętnował zło, a przede wszystkim siał dobro. Dzisiaj chciałem to zaświadczyć, że zarówno w latach 50., jak i po przełomie roku 1980 był to człowiek święty i niezłomny. Święta postać.

(M. Drozdowski)

 

Zawsze będę wspominać ogrom pracy, dobroci, miłości i opieki, jaką wszystkich, także nas oboje i naszych synów, otaczał ten wyjątkowy kapłan. Jego życie naznaczone było niezachwianą wiarą. Tej wiary, zawierzenia Bogu, nauczył także i mnie. Z nią czuję się szczęśliwym człowiekiem.

(H. Styś)

 

W walkę o rodzinę ks. Prałat angażował się pozytywnie. [...] To była jego ogromna troska, wiele wysiłku w to wkładał. Jego książki, a zwłaszcza "Miłości trzeba się uczyć" i inne, też dotyczyły właśnie tego zagadnienia. I w swoich homiliach do duszpasterzy akademickich - bośmy go często prosili, żeby w czasie Mszy św. duszpasterzy akademickich i w czasie naszych narad przemawiał do nas - ten temat podejmował .

[...] Szczególną jego troską były rozmowy indywidualne ze studentami pod "Czwórką" we Wrocławiu i gdy przyjeżdżał do Warszawy (są tu świadkowie także na tej sali). Bo dziwna rzecz, ale promieniowało z niego coś, co przybliżało do niego młodych ludzi, co budziło ich zaufanie. [...] To jest ten dar, ten charyzmat w człowieku. Ks. Aleksander miał taki charyzmat. Cieszył się także powołaniami kapłańskimi i zakonnymi, bo wyszło też sporo kapłanów spod jego ręki. I to jest też ten owoc, za który Panu Bogu winniśmy dziękować.

(ks. T. Uszyński)

 

Był wspaniałym wychowawcą i mądrym nauczycielem. Jego wykłady etyki, psychologii czy literatury przyciągały wielu słuchaczy. Kilka pokoleń studentów przygotował do małżeństwa. Powtarzał, że to droga trudniejsza niż kapłaństwo. "Miłości trzeba się uczyć, wciąż uczyć..." - mówił nam. I pracował dla niej. Przypominał, czasem nawet w kazaniu, że rodzice czekają na list, telefon...

(J. Partyka)

 

Ks. Zienkiewicz nie ograniczał się do przewidzianych programem lekcji religii, które prowadził w sposób ciekawy i przekonywujący. Religia w jego nauczaniu nie była zbiorem zakazów i nakazów, definicji i określeń. Była drogą prowadzącą do poznania Boga, do poznania zasad postępowania opartych na dekalogu, które pozwalają człowiekowi żyć w zgodzie ze sobą i z otoczeniem. Ksiądz był zawsze do dyspozycji uczniów, podczas przerw, po lekcjach, a także u siebie w domu, dokąd przychodzili uczniowie, by podyskutować na interesujące ich tematy, by poradzić się w życiowych trudnościach czy po prostu porozmawiać z kimś życzliwym.

[...]W każdej sytuacji dostrzegał młodych ludzi, starał się nawiązać z nimi kontakt, zaprzyjaźnić się, wskazywał im drogę do Boga.

[...] Wysiłek Księdza wspomagany jego wiedzą, żarliwością, pedagogicznymi talentami zmierzał do ukazania hierarchii wartości opartej na chrześcijańskich zasadach, do ukazania miejsca i zadań człowieka, jakże innych niż podawane przez obiegową propagandę.

[...] To osobowość Księdza, jego charyzmat i autentyczna troska o dobro młodego człowieka sprawiały, że młodzież tak licznie uczestniczyła w spotkaniach rekolekcyjnych. Nauki, jakie głosił, cechowała głęboka, odkrywcza treść i wspaniała forma, mówił pięknym polskim językiem. Przekazywał bogactwo swych przemyśleń i doświadczeń.

[...] Zasady, które głosił innym, realizował we własnym postępowaniu. Służba Bogu i ludziom była w jego życiu podstawowym zadaniem i temu podporządkował wszystkie sprawy. Nie przywiązywał wagi do rzeczy i dóbr materialnych, był ubogi. Może warto przypomnieć, że przyjaciele i wychowankowie dbali zwykle o uzupełnienie garderoby Księdza, gdy jego sutanna, płaszcz czy sweter nie nadawały się już do dalszego używania. A jednocześnie przez cały okres swej działalności wspierał materialnie młodych ludzi. Dla wielu ubogich uczniów i studentów wycieczki, obozy, pielgrzymki i wędrówki były możliwe dzięki dyskretnemu wsparciu i pomocy Księdza.

(E. Dobierzewska-Mozrzymas)

 

[...] wdzięczność stawia przed oczy niezapomnianą osobę śp. Księdza Aleksandra Zienkiewicza, Waszego ofiarnego Duszpasterza akademickiego miasta Wrocławia i Jego dobre serce, którego doznawaliście przez 50 lat - ja też. Ksiądz "Wujek" - tak Go czule nazywaliście i powszechnie - nauczył wkładać serce w codzienną modlitwę, Ofiarę Mszy św., w pracę - studia i życie we wspólnocie z ludźmi i w "czwórce". Z serca patrzyliście za Jego przykładem i nauką dostrzegać zasługi, a także kłopoty, cierpienia i potrzeby innych.

(Ks. H. Jastak, Król Kaszubów)

 

[...] Przyjechałam do Wrocławia, aby terminować w "szkółce". Prócz dobrych chęci i ciężkiej walizki nie miałam nic, tzn. ani dachu nad głową, ani pieniędzy, ani większych perspektyw w tym kierunku. Aha, miałam koleżankę, która zamieszkała pod "4"....

W oczekiwaniu na koleżankę stałam na korytarzu pod ścianą (gazetek jeszcze wtedy nie było, a ściany były brudne i odrapane) i tępym wzrokiem patrzyłam przed siebie. Nawet nie zwróciłam uwagi na przechodzącego obok mnie księdza, ale on podszedł do mnie i zapytał, dlaczego jestem taka smutna i na kogo czekam. Wygląd miał świątobliwy, ale jego ubiór wskazywał, że pieniędzy to on nie ma, a w pałacu pewnie też nie mieszka. Ale odpowiedzieć coś wypadało, wszak to osoba duchowna, więc powiedziałam, co wiedziałam. Wówczas odezwał się tymi słowy: Kochana, uszy do gór, coś poradzimy. Wprawdzie nie mamy pałacu, ale chwilowo możesz się zatrzymać pod "4", a jak Kuria wyrazi zgodę, to pomyślimy co dalej. Tak poznałam Wujka i tak stałam się mieszkanką "Czwórki".

(M.Chomik)

 

[...] Z perspektywy czterdziestu już prawie lat mogę z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że to tam, pod Czwórką, kształtowały się charaktery i intelektualne formacje mego pokolenia. A był to zarazem wyjątkowy czas II Soboru Watykańskiego. Na studenckich mszach w katedrze wchodziliśmy w nowy porządek liturgiczny przez zbiorową recytację, zakładającą aktywne uczestnictwo w obrzędzie wszystkich wiernych. Słuchaliśmy też - co najważniejsze - kazań i wykładów owego przywołanego tercetu (ks. A.Zienkiewicz, ks.A.Dyczkowski, ks. J.Michalec). Kazań i wykładów na najwyższym poziomie intelektualnym i retorycznym, perfekcyjnie przygotowanych. Dziś już takich mówców kościelnych nie ma - chciałoby się w tym momencie powiedzieć melancholijnie. Ale też i duszpasterstwa akademickie to było coś naprawdę wyjątkowego w polskim Kościele, coś najlepszego...

(J. Miodek)