Godziny bólu i cierpień są nieuniknione w życiu ludzkim i będą nieuniknione nawet w najlepszych warunkach materialnych i społecznych. Dopóki w piersiach ludzkich będą wybuchały pożary nieujarzmionych namiętności, dopóki życie ludzkie będzie podlegało bezwzględnemu prawu śmierci. Godziny bólu i cierpień są najcięższymi i najbardziej odpowiedzialnymi okresami naszego życia. Wielki ból może wywołać w człowieku anarchię i bunt nawet przeciw przyjaznym sobie siłom, może człowieka złamać a nawet upodlić. Ale także może w nim wyzwolić siły dobra, może udoskonalić i uświęcić. Któż nam da latarnie do ręki, aby w mroku rozszalałej burzy cierpienia znaleźć właściwą ścieżkę? Kto potrafi podać właściwą receptę, aby nieuniknione cierpienie stało się potęga twórczą?

 

Takie sprawy wolą omijać najlepsi nauczyciele. W takich godzinach mało mają do powiedzenia najlepsi wychowawcy. I lekarze wolą radzić w najprostszych przypadkach.

Tylko Jezus Chrystus nie poszedł na łatwiznę, nie uląkł się najbardziej trudnych i bolesnych spraw życia ludzkiego. Wyszedł tym problemom i sprawom naprzeciw. Wprzągł je w misję zbawczą. Odniósł zwycięstwo. Bo Jezus był największym realistą - znał człowieka i jego realne siły, znał prawa Boże i ich realną potęgę, ale i równocześnie kochał człowieka.

On dobrze wiedział, że żadnego człowieka nie ominą chwile pokus, zdrady i opuszczenia przez przyjaciół; ciosy niewdzięczności, fałszywych sądów i wyroków, zniewag i oszczerstw, a wielu przejdzie dramat krzyżowania za prawdę i sprawiedliwość, za wierność swemu sumieniu i Bogu.

Jednocześnie wiedział On i to, jak mało znaczą najwznioślejsze i najmędrsze słowa dla krwawiących ran ciała czy duszy. Do cierpiącego człowieka może skutecznie przemówić tylko taki mędrzec, który sam doznał cierpienia i wypił jego piekącą gorycz do dna, który wszystkie brzemiona innych dźwigał na sobie. Tylko taki wzór, żywy przykład, może być zrozumiałym wykładem tej najtrudniejszej wiedzy, jak znosić cierpienie, którego uniknąć nie możemy, aby ono nas nie złamało. I Jezus pod wpływem miłości udzielił swym wyznawcom tych jedynych w swoim rodzaju wspaniałych poglądowych lekcji zachowania się w cierpieniu. On sam zetknął się z podstępną pokusą szatana na pustyni. On przez cały czas swojej publicznej działalności odczuwał dotkliwie prześladującą Go obłudę, zazdrość, nienawiść faryzeuszów, a ciasnotę i niedowiarstwo swych najbliższych. On sam przeżył straszny cios zdrady apostoła i opuszczenie przez tchórzliwych przyjaciół. Ona sam przeżył parodię sądu i fałsz wyroku. On sam wypił kielich, bardziej gorzkiej niż żółć, czarnej niewdzięczności tłumu, który niespełna w tydzień po wielbiącym hosanna, podburzony przez faryzeuszów, krzyczał ponuro: ukrzyżuj Go! Znosił ciosy oprawców, znajdujących zadowolenie w pastwieniu się nad skrępowanym skazańcem w godzinie biczowania, cierniem koronowania, pochodu na Golgotę i przybijania do krzyża. Aby wypić do dna czarę boleści, która może dotknąć ust człowieka na ziemi, przeżył również mroczne uczucie głębokiego osamotnienia, opuszczenia nawet przez Bóstwo, wyrażające się w tym przerażającym wołaniu: Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił.

I w końcu, gdy wszystko wykonało się, przeszedł przez rozdzierający dramat śmierci, która nie ominie żadnego człowieka, z postawą pełną wiary i ufności w początek nowego życia - Ojcze, w ręce Twoje polecam ducha mego.

Jak te przeżycia Chrystusa są bliskie każdemu sercu dojrzałemu przez próby cierpienia. Jakaż skarbnica wiedzy o rzeczywistym życiu ludzkim mieści się w Męce Chrystusa! Jakiż to wyrazisty i wszechstronny wzór postępowania w najcięższych godzinach życia ludzkiego.

Nawet gdyby nie doszły do nas Jego wskazania podane w Kazaniu na Górze (Mt 5-8), z postawy Chrystusa w okresie Męki widzielibyśmy jak się ma zachować prawdziwy chrześcijanin i w godzinie pokusy, i w godzinie zdrady, i w godzinie opuszczenia, i w obliczu nieprzejednanych wrogów, i wobec katów, i w obliczu śmierci.

Nic dziwnego, że ewangeliści opisowi Męki Pana Jezusa poświęcili więcej miejsca i szczegółów niż innym okresom i faktom życia Zbawiciela, bo jest to okres zawierający najwyższą mądrość i rodzący najświętsze owoce. Nic dziwnego, że i Kościół zaleca swym wiernym rozpamiętywać mękę Pana Jezusa przez dłuższy okres czasu aniżeli inne wydarzenia z dziejów naszego Odkupienia.

To nie jest upowszechnianie idei "cierpiętnictwa", to jest realizm. Kościół pozwala, a nawet nakazuje walczyć o ograniczenie, o przezwyciężenie cierpień, błogosławi tych, którzy poświęcają swoje siły i życie na łagodzenie cierpień bliźnich. Ale z drugiej strony Kościół za Chrystusem uświadamia sobie i przypomina wiernym, że niektóre cierpienia będą nieuniknione, dopóki w sercu człowieka rodzą się namiętności, dopóki istnieją: grzech, choroba i śmierć.

I stąd mądrze postępują ci, którzy idą za wskazaniem Kościoła w Wielkim Poście w sposób szczególny rozważają, analizują i przeżywają postawę Pana Jezusa w cierpieniu. Ułatwienie tych zbawiennych rozważań i przeżyć mają na uwadze głębokie nabożeństwa Drogi Krzyżowej, Gorzkich Żalów, kazania pasyjne i obrzędy Wielkiego Tygodnia. Toteż uczęszczanie na nie przynosić winno duszom ludzkim nieobliczalne korzyści.

Rozważając i przeżywając mękę Pana Jezusa osiągamy nie tylko zbawienną skruchę za nasze grzechy, lecz jednocześnie zdobywamy najcenniejszą wiedzę, wiedzę życia i postępowania w tych godzinach i sytuacjach, gdy milknie i zdaje się nieprzydatna wszelka wiedza ludzka.

Zwrócenie oblicza w godzinach bólu na Chrystusa cierpiącego sprowadzi zawsze do naszej duszy światło, a także i moc, które nie tylko obronią nas przed upadkiem i rozpaczą, lecz sprawią to, że cierpienie podniesie nas na wyższy szczebel doskonałości moralnej. Jak ongiś przed Chrystusem w Ogrójcu, zjawi się wówczas i przy nas Anioł pocieszenia, który nas wesprze i da zwycięstwo nad słabością.

Artykuł był opublikowany we Wrocławskim Tygodniku Katolickim 1955 nr 11