Jeżeli ta "twarda mowa" jest prawdziwa, jeżeli rzeczywiście w okruchu chleba zawiera się Wszechpotęga i Wszechmiłość, to nigdy dość rozważań, dziękczynień i modlitw wokół Sakramentu Eucharystii. Toteż Kościół we wszystkich minionych wiekach, a w naszym czasie szczególnie pod kierownictwem Ojca świętego Jana Pawła II, raz po raz wzywa lud Boży do pogłębiania wiary, czci i dziękczynienia za ten Boski dar, wezwanie i obietnicę.

Niezależnie od licznych zwrotów ku Eucharystii w całym przepowiadaniu, Jan Paweł II w Wielkoczwartkowych listach do szafarzy tego Sakramentu napomina i wzywa kapłanów do dalszych rozważań i pogłębiania czci tego Wielkiego Sakramentu i rad przybywa na manifestacje eucharystyczne w swojej ojczyźnie.

Pochylimy się w refleksji, zegniemy kolana przed Boskim darem Jezusa i posłuchamy jego wezwania i obietnicy.

Dar nieoczekiwany, niewymowny i niepojęty!

Wielu i rzeczy, i darów oczekiwali ludzie od Boga, ale takiego, którym byłby On sam, nikt w najśmielszych marzeniach takiej myśli nie dopuszczał. Toteż nic dziwnego, że na słowa Jam jest chleb żywy Żydzi zareagowali pomrukiem sceptycyzmu i negacji: "Twarda jest mowa Jego". Nie chcieli powiedzieć "szaleńcza", ale tak z pewnością myśleli. Bo i rzeczywiście, jak tu bez szczególnego światła wiary taką mowę przyjąć? Jak mógł Bóg Przedwieczny, Wszechmogący i Nieskończony zniżyć się do ludzi w postaci człowieka? A jeszcze bardziej, "jak" pod postacią okruszyny chleba? To wszystko staje się nieprzeniknioną tajemnicą. Dopiero Miłość nieco rozjaśnia te ciemności. Ale i taka miłość do małego, grzesznego buntownika jest również tajemnicą, prawie równą Tamtej. I wtedy można powiedzieć, że Tajemnica wyjaśni Tajemnicę. Tajemnica Miłości wyjaśni Tajemnicę Dar. Dąży ona bowiem do całkowitego oddania się osobie miłowanej. Pragnie oddać nie tylko w deklaracji, lecz w samym fakcie swoją wolę, umysł, uczucia - całego siebie. Pragnie zniżyć się, rozpłynąć, zatracić się w miłości. Umiłować do końca - do całkowitego oddania siebie... Coś z tego znamy z wyznań i zachowań mistyków chrześcijańskich, włączając do nich tak bliską nam czasowo Edytę Stein.

Oto jest nigdy do dna nie pojęty Dar Eucharystii. Wiele na ten temat powiedziano od Ostatniej Wieczerzy, wiele traktatów i rozpraw napisano. W ostatnich czasach pisze się na nowo, urządza się sympozja i sesje teologiczne, ale zawsze stoimy i stać będziemy aż po nieskończoność, u progu tej WIELKIEJ TAJEMNICY EGZYSTENCJALNEJ. Zawsze będą bogatsze dla ducha ludzkiego ciche i przepastne głębie osobistej kontemplacji Boskiego Daru Jezusa.

Natomiast łatwiej usłyszeć i pojąć WEZWANIE Eucharystii... Ten "chleb żywy" nieustannie woła i wzywa. Do czego? Do odpowiedzi na Dar Miłości - do PRZEMIANY, do przebóstwienia - do świętości. Jak to spełnić?

Któryś z materialistycznych filozofów miał powiedzieć: "Der Mensch ist, was er isst" - "Człowiek staje się tym, co je". Coś z prawdy w tym jest. Toteż Boski Inżynier - Konstruktor natury wiedział o tym wcześniej niż nasi filozofowie, że dusza, która ma żyć, musi się odżywiać, jeść. I im lepsze, pożywniejsze substancje spożywa, tym jej życie staje się bogatsze, pełniejsze. Jezus "skorzystał" z tego prawa i zostawił swemu ludowi dwa stoły zastawione potrawami, o jakich nie marzył żaden bogacz, żaden król, żaden dobroczyńca ubogich. Zostawił Stół Słowa Bożego z wybornymi, nie znanymi światu potrawami i drugi stół - to stół Eucharystii. Przy tym Stole odbywa się Komunia-konsumpcja Daru Chleba Żywego, którym jest On sam, który zstąpił z nieba. I ta Boska Potrawa asymilowana przez nasz organizm ma przemieniać nas, przebóstwiać.

Przy czym Jezus nie stawia wygórowanych warunków do prawa konsumpcji przy tym Stole. Wystarczy "szata godowa": stan łaski, wiara i fundamentalna miłość. Mówi wprost: Bierzcie i jedzcie.

I zdawałoby się, że to takie proste. A tymczasem nie wolno nam sądzić, że ta asymilacja Boskiego Chleba może się odbywać poza granicami naszej świadomości i woli, "ex opere operato", niemalże automatycznie. Otóż na płaszczyźnie stosunków międzyosobowych nic nie znaczą mechanizmy i automatyzmy. Tam się liczą: świadomość, wolna wola, wolne serce, pragnienia, intencje modlitwy i wysiłki. Tam musi mieć miejsce świadoma i skupiona modlitwa, której rdzeniem jest zawsze wola oddania się Bogu: "Bądź wola Twoja" - wola plastyczna, otwarta, wola do "dyspozycji".

Wtedy dopiero odbywa się ta błogosławiona asymilacja, przemiana, żeby nie powiedzieć swego rodzaju przeistoczenie. "Żyję już nie ja, lecz żyje we mnie Chrystus". Jeżeli zaś kapłan-chrześcijanin wypowiada, choćby dokładnie i artystycznie tylko dźwięki słów, jeżeli nie otwiera swojej woli i nie oddaje jej "do dyspozycji", to nie może być właściwej asymilacji Ciała i Krwi Pańskiej, to komunikujący odchodzi od Stołu Pańskiego bez żadnej czy prawie żadnej przemiany, a czasem nawet z grzesznym zakalcem, z bardziej stwardniałą skorupą swego sumienia.

Ojciec św. w ostatnim Wielkoczwartkowym liście do kapłanów ukazuje związek Ostatniej Wieczerzy z modlitwą Pana Jezusa w Ogrójcu i na centrum tej modlitwy w słowach: Ojcze, nie moja, lecz Twoja wola niech się dzieje".

Dopiero przy takiej modlitwie i postawie idzie naprzód proces jednoczenia się z Bogiem, sprawa przemiany i zbawienia. I tutaj chyba należy szukać odpowiedzi na smutne pytanie, dlaczego ludzie przyjmujący często komunię św. nie wykazują dostatecznej przemiany? Dlaczego kapłani sprawujący codziennie Eucharystię nie dystansują widocznie np. pastorów ewangelickich, którzy nie tylko nie przyjmują, lecz odrzucają ten Dar Pana Jezusa? Dlaczego przez codzienną Mszę św. nie stają się świętymi? Na pewno wina nie leży po stronie Ofiarodawcy swego Ciała i Krwi.

Oto chyba dlatego, że nie ma prawidłowej i dostatecznej asymilacji Boskiego Pokarmu, że nasza wola nie staje na serio "do dyspozycji", że nie jesteśmy obecni w słowach Liturgii, że nie podejmujemy wysiłków, aby połączyć Ostatnią Wieczerzę z Górą Oliwną i z Krzyżem na Golgocie...

Jeżeli w takim widzeniu jest coś z prawdy, a należy tutaj uszanować tajemnicę - to wtedy Dar nas wzywa: w pierwszym rzędzie do błogosławionego niepokoju, do mobilizacji wszystkich sił ludzkich, także ich rezerw i w przymierzu z Panem Bogiem, do dezintegracji, do burzenia kostniejącej struktury moralnej i do tworzenia przemienionego "nowego człowieka". W tym ogólnym wezwaniu do przemiany, do przebudowy człowieka-kapłana mieszczą się też wezwania szczegółowe, m.in. ewidentne, mocne wezwanie do kenozy, do uniżenia, pokory, cichości i posłuszeństwa. Do osiągania tych pozycji moralnych wzywa Chrystus przez swój Dar Eucharystii ewangelicznym, zjednoczonym słowem i równoległym czynem do momentu poczęcia w łonie ludzkiej Kobiety, poprzez niezmordowaną pracę ewangelizacji Palestyny, aż do uniżenia siebie na Ostatniej Wieczerzy i wyniszczenia na Kalwarii.

II Sobór Watykański przypomina to wezwanie Pana w formule postawy otwartej i służebnej wobec Boga i ludzi, a posłusznej wobec Kościoła i jego zwierzchników, chociaż ostrożnie używa słów: "uniżenie", "pokora", "posłuszeństwo".

I jeszcze jedno wezwanie kieruje do nas Hostia Jezusowa - to wezwanie do ubóstwa. Obok uniżenia, pokory i ofiarnej miłości, wezwanie do ubóstwa nie może przesłonić żadna dialektyka teologiczna. Jest ono jednoznacznym słowem i permanentnym czynem Jezusa od ubogiej stajni narodzin aż do krzyża, śmierci na Golgocie.

I dziś, gdy cała ludzkość wspina się po stromych skałach często syzyfowych prac i wysiłków do wygody, dobrobytu i komfortu, wezwanie Boskiej Hostii dobrze słychać na każdej Mszy św. A szczególnie kieruje się ono do nas, kapłanów, w których chce widzieć awangardę niewybiórczej, totalnej ewangelizacji świata. I powodzenie przemiany siebie, świata, naszego narodu - będzie zależne od naszego stosunku do tego wezwania Eucharystii. Nie powstrzymamy materializacji narodu i świata, jeżeli będziemy na co dzień w rzędzie tych, którzy marzą i swoją nadzieję pokładają w dobrobycie, wygodzie i komforcie. A to są oczywiste nowoczesne idole. Po ludzku mówiąc Sobór Watykański II nie przeoczył i tego wezwania Eucharystii i wprawdzie w oględnych słowach, lecz przecież jasno wysunął zalecenie praktykowania dobrowolnego ubóstwa, przez które upodobnią się do Chrystusa i staną się chętniejsi do świętej służby.