Podobnie jak w roku ubiegłym szukałem dla was jakiegoś najpiękniejszego prezentu z darów i z wartości Bożych. Chciałem zrewanżować się chociaż w małym stopniu za waszą ciepłą życzliwość. I cóż, szukając tego słowa, tej wartości znów natrafiłem na tę treść, ponad którą nie ma większej: perła drogocenna. Jezus powiedział, że warto wszystko sprzedać, ażeby tę perłę nabyć. Oczywiście znamy jej nazwę - to jest miłość.

Miłość to wielokształtny kryształ. Z różnych stron można na niego patrzeć i z różnych stron można widzieć cudowne światła, tęczowe barwy, można ujrzeć iskry płynące hen z bezkresów światłości wiekuistej.

Czym jest miłość do Boga? - zawężamy to pytanie do Boga. Otóż na to odpowiedział Jezus wiele razy. Między innymi: Nie ten, który mi mówi: Panie, Panie wejdzie do Królestwa Niebieskiego, ale ten, który pełni wolę Ojca mego. A na Ostatniej Wieczerzy w swoim testamencie wypowiedział Jezus i te nam znane słowa: Kto ma przykazania moje i zachowuje je, ten Mnie miłuje. A więc nie ten który mówi Panie, Panie, nie ten który śpiewa tylko, nie ten który deklamuje, recytuje, nie ten który pięknie przemawia o miłości, nie ten który się uśmiecha tylko - ale ten który pełni wolę Ojca, ten który zachowuje przykazania Jezusa. Jednym słowem ten, który jest posłuszny, który oddaje się do dyspozycji Panu Bogu. Przypominacie sobie ten list, który Ojciec Święty wysłał do młodzieży całego świata. Wyszedł tam z dialogu między młodzieńcem a Jezusem. Młodzieniec zadaje pytanie: Nauczycielu, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne? Jezus odpowiada mu najpierw pytaniem, a potem w dalszym ciągu mówi: Znasz przykazania: nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie, nie oszukuj, czcij ojca swego i matkę swoją. W tych przykazaniach, w tych słowach przypomina Jezus rozmówcy niektóre przykazania Dekalogu. Szczęśliwy był ten młodzieniec, bo odpowiedział Jezusowi, że to zachowywał od swojej młodości, od swego dzieciństwa, a więc był posłuszny Panu Bogu - a to jest elementarna miłość, to są fundamenty autentycznej, nie mówionej, nie deklamowanej miłości.

Drodzy, gdzie się uczyć takiej miłości - miłości oddania, miłości posłuszeństwa, miłości zawierzenia, miłości "do dyspozycji, Panie!"? Oczywiście uczyliśmy się jej przede wszystkim w szkołach swoich rodzin, w szkołach kościołów - naszych świątyń, w naszych salkach katechetycznych, uczyliśmy się przy różnych innych okazjach. Ale też tej miłości można się uczyć, i to jeszcze na jaką skalę, właśnie na tych pielgrzymkach. Dochodzimy do wniosku, że stają się one pierwszorzędną szkołą wszystkich wartości ewangelicznych, a przede wszystkim tej najwyższej - miłości.

Pielgrzymka to właściwie szkoła miłości. Tylko trzeba rozumieć sens pielgrzymki, trzeba widzieć ją w świetle prawdy Bożej, trzeba ją widzieć w świetle teologii. Czymże jest ona w jej świetle? Otóż nie jest to tylko sprawdzanie się, nie jest to tym bardziej wyczyn o charakterze sportowym, a nawet chociażby i o charakterze duchowym. Pielgrzymka nasza i nasze pielgrzymki, to znak pielgrzymki moralnej, to wezwanie do wspinania się na górę moralną, to znak wspinania się na Jasną Górę naszego życia wewnętrznego, a więc przede wszystkim naszej miłości. Toteż musi mieć ona ciąg dalszy po dojściu do naszego sanktuarium.

"Nam nie wolno w miejscu stać". Trzeba iść dalej i trzeba iść wzwyż. Z pewną radością słyszymy jak niektórzy studenci mówią: "Fajna była pielgrzymka". Radosne to. A niektórzy mówią, że "Bakcyl mnie ugryzł już, na przyszły rok też pójdę". To też radosne, ale to nie wszystko. Jeślibyśmy zakończyli tę pielgrzymkę na Jasną Górę i już w Gnaszynie wrócilibyśmy do dawnych praw i obyczajów panujących także wśród większości katolickiej młodzieży polskiej; gdybyśmy zeszli w tę dżunglę walki o byt, wyrywanie sobie pierwszych miejsc w pociągu - kto silniejszy, kto bardziej cwany - ten pierwszy, to byłoby nieporozumienie, pomyłka! Tak nie może być.

Nie można zmarnować tego wspaniałego, potężnego kapitału, potencjału moralnego, który się wyzwala na pielgrzymkach. Nam nie wolno roztrwonić tych pereł miłości, które tutaj po drodze zbieramy. Toteż, moi przyjaciele drodzy, gdy z radością, w uniesieniu, ze ściśniętym gardłem niemal obserwujemy te wybuchy radości, które szczególnie mają miejsce już pod Jasną Górą, gdy czytamy transparenty naszych bratnich ośrodków, naszych bratnich miast i osiedli, gdy widzimy i słyszymy owacje mieszkańców miasta, gdy pozdrawiają nas ojcowie paulini z tej Świętej Góry, łzy nam się w oczach kręcą. Ale równocześnie chciałoby się pytać każdego chłopca i każdej dziewczyny: Bracie, czy nie zakończysz tej pielgrzymki tutaj pod murami Jasnej Góry? Nie bracie, nie wolno ci zakończyć. Na pielgrzymce nazywałeś wszystkich "braćmi" i "siostrami" - tak być powinno, okazywałeś szacunek bratu i siostrze, dostrzegałeś ich potrzeby, ofiarowałeś pomoc i także swój radosny uśmiech, chociaż często bardzo trudny, to dobrze. Ale, drogi przyjacielu, zanieś to do swego rodzinnego domu, do swojego środowiska, żeby tam, w rodzinie naprawdę wszyscy byli braćmi i siostrami, żeby nie było tam ponurej, mrożącej atmosfery. François Mauriac mówi, że jeżeli w tobie zabraknie miłości, wielu obok ciebie umrze z zimna? Czujecie, drodzy, obserwujecie, jak wielu umiera z chłodu, z zimna? Bo brak miłości, ziąb! Otóż ten ziąb trzeba przezwyciężyć w swoich domach i w swoich środowiskach i tępić go jak zarazę.

Na pielgrzymce było dużo modlitwy. Czy nie mógłbyś o parę minut przedłużyć swoją modlitwę poranną i wieczorną? Czy nie potrafiłbyś przypominać sobie godzinę dwunastą nie jako godzinę czasu astronomicznego, tylko jako godzinę Maryi, jako godzinę Ojca Świętego. Możesz to uczynić. Na pielgrzymce co dzień odmawialiśmy różaniec - pięknie, dobrze - nawet po trzy części. Co z tego zostanie? Czy choć jedno Zdrowaś Maryjo? A czy nie mógłbyś bracie, siostro zorganizować na przykład żywego różańca - zebrać piętnaście osób i zobowiązać się do odmawiania dziesięć Zdrowaś Maryjo w ciągu dnia? Tak niewiele, a takie to wspaniałe, taki to dalszy ciąg właśnie tej pielgrzymki na Jasną Górę.

Tutaj poskramialiśmy język, tutaj złych słów i podniesionych głosów się nie słyszy, tylko słowa dobre, przyjazne. Czy nie warto i nie trzeba przenieść je w nasze codzienne życie do naszych rodzin i domów, w życie naszych środowisk? Czy nie warto by podjąć zaciętą walkę przeciwko brudom języka naszego ojczystego? Przyszły fale brudów, chamstwa, ordynarnych wyrazów, nawet w środowiskach katolickich. Czy nie warto by podjąć właśnie ten odważny trud, ażeby w sobie zahamować, zdusić, zgryźć to paskudne słowo. Tyle razy twój język, tyle razy twoje usta dotykały przenajświętszego Ciała Pańskiego i teraz mają być na usługach zła, na usługach tego wstrętnego błota? Warto o tym pomyśleć, drodzy przyjaciele.

Na pielgrzymce uczestniczyliśmy co dzień we Mszy św. Czy nie warto by na baczność stanąć przed wieloma, którzy przychodzą niemal co dzień na Mszę św. w dni powszednie? Czy nie można by wykroić chociaż jeden dzień, jedno popołudnie, ażeby poza niedzielą i świętami wziąć udział w Najświętszej Ofierze jako zadośćuczynienie za to, że nieraz my sami znieważyliśmy Jezusa opuszczając Mszę św. tłumacząc się zimnym słowem: "Nie miałem nastroju", "Nie miałem czasu". A więc ekspiacja za siebie, ale i za wielu naszych braci, którzy nawet idą pod sztandarami chrześcijańskimi w wielkie uroczystości a potem "nie mają czasu" na Mszę św.

W drodze pielgrzymiej przyklękaliśmy i przyklękamy na asfalcie, ba, na błocie, przed świątyniami, przed kościołami. Piękne to, wzruszające, gdy grupa klęka i zostawia na asfalcie swoje ślady czci Jezusa wyciśnięte kolanami. Piękne! Jakże wielu spośród was, nawet tutaj obecnych - przyznajmy się - przechodzi obojętnie koło świątyń w swoich miastach i wsiach. Ani iskry ciepła, ani słowa dla Jezusa w Najświętszym Sakramencie. Czy nie warto zmienić taki stan rzeczy?

Na pielgrzymce wielu z was przestało palić papierosy. Czy nie warto by ten termin przedłużyć na lata i na całe życie. Właśnie w imię pielgrzymki dobrze zrozumianej, na większą cześć i chwałę Niepokalanej Dziewicy.

Na pielgrzymce ubezpieczaliśmy wartość tak miłowaną, kochaną przez Matkę Najświętszą - czystość, że wyszło zarządzenie od naszych władz pielgrzymkowych, ażeby nie spać pod jednym dachem w stodołach, a tym bardziej pod jednym namiotem. Po co? Żeby się ubezpieczyć realnie przed naszą własną słabością. Żeby nas przed nią obronić. Jeżeli ktoś tych słabości nie rozumie dzisiaj, to albo już jest zepsuty, albo naiwny jak dzieciak! I jedno i drugie jest złe. Stąd też, drodzy, warto przenieść ten mądry zwyczaj wypływający z głębin wartości autentycznej miłości człowieka do człowieka. A więc na rajdach, na wycieczkach, a także przy różnych odwiedzinach, w różnych sytuacjach powinni pielgrzymi Jasnej Góry rozumieć i wnosić zdrowy, radosny klimat, ale nie pozwolić na spoufalanie się. Pan profesor Fijałkowski mówi, że tutaj, w tej dziedzinie, powinno się zachowywać dystans proporcjonalnie do wzmagających się uczuć - im uczucia są bardziej intensywne, tym bardziej powinniśmy czuwać nad pewnym szlachetnym dystansem, nie jakimś ponurym, złowrogim, ale tym pięknym, szlachetnym. Z tym dystansem potraktować budzące się uczucia, a więc także budzącą się miłość erotyczną.

Moi przyjaciele drodzy, na pielgrzymce słuchało się wielu konferencji, wielu wykładów. Bogu dzięki, znaczna część młodzieży, zwłaszcza idącej w pielgrzymkach, przedłuża to co się tutaj dzieje. Przychodzi na katechezy, na wykłady, na konwersatoria i konferencje. Z satysfakcją to notujemy, w środowiskach akademickich także we Wrocławiu. Składamy cześć i uszanowanie tym, którzy przezwyciężają długie słotne, ciemne wieczory październikowe i listopadowe i znajdują czas, ażeby przyjść, podumać, rozważyć, przyswoić sobie pewne wartości i treści bez zmian i naruszania toku zajęć w pracy szkolnej czy zawodowej, owszem, wzbogacając ją.

Nieraz załamiemy się, nieraz upadniemy, ale wtedy nie bezmyślnie śpiewajmy pieśń "Kochać, to znaczy powstawać". Upaść może człowiek wielki, ale w upadku pozostaje człowiek nikczemny Oto, co znaczy przedłużać naszą pielgrzymkę na Jasną Górę naszego wyższego chrześcijańskiego życia, do szczytów czci i miłości Tej, która jest przy nas nie tylko na Jasnej Górze; co znaczy dalej iść nie robiąc przerwy między tegoroczną i przyszłoroczną pielgrzymką. Jeżeli to i coś więcej zostanie po tych pielgrzymkach letnich na jesień i na zimę, wtedy nie zmarnuje się ten wspaniały potencjał sił przyrodzonych i nadprzyrodzonych, wyzwalających się na pątniczych szlakach naszego kraju.

Saint-Exupery zawsze głosił, że człowiek jest zdolny przekraczać granice swoich możliwości. W tym roku doświadczyliśmy, zwłaszcza w tych pierwszych dniach pielgrzymki, że człowiek zdolny jest przekraczać granice swoich możliwości, tyle ma w sobie potencjału. Otóż to wszystko musi być upłynniane na co dzień. Jeżeli tymi kanałami, z tych wielkich zbiorników popłyną choć małe strumyki prawdziwej, autentycznej religijności - nie tej sensacyjnej, szukającej znaków, objawień i temu podobnych - tylko autentycznej, ewangelicznej, użyźnią one jeszcze bardzo duże jałowe ugory moralne i oczyszczą zakażone obszary życia na naszych ochrzczonych rodakach. Tylko tą drogą może przyjść prawdziwe odrodzenie narodu.

Niech jeszcze dopowiem to słowo: Ojczyzna. "Rzadko na moich wargach, niech dziś ta warga ma przyzna, jawi się krwią przepojony, najdroższy wyraz - Ojczyzna." (Kasprowicz). Ta sprawa głęboko nam leży na sercu, drodzy. Ale i wy i ja nie wierzymy w wielkie słowa. Tak jak Kasprowicz nie wierzył. Wierzymy tylko w słowa zanurzone i nasycone Ewangelią. Wierzę w słowo Chrystusa, w moc Ducha, wierzę i coraz bardziej wszyscy wierzymy, że trzeba "zwyciężać zło dobrem". Oto jest droga zwycięstwa także dla naszej Ojczyzny. Mickiewicz powiedział: "O ile polepszycie wasze serca, polepszycie wasze prawa i poszerzycie granice wasze". Wierzę w to, bo to jest Ewangelia.

Tak, poszerzycie granice waszego wpływu ducha, waszej kultury, która nie lubi granic. Będąc wewnątrz bezbożnego imperium możemy je od wewnątrz cywilizować, uchrześcijaniać, przekształcać. To nasza misja historyczna, to nasza przemiana z przedmurza na czynne działanie! To nasze zadanie, które już po części wypełniacie. Widzieliście jak wiele oczu zza płotów na przedmieściach Wrocławia wygląda. Z pewnym oszołomieniem i podziwem patrzą na ten pokojowy pochód naszej drogiej młodzieży. Oni, bracia nasi z centrum imperium, mają dobry wzrok, słuch, oni słyszą i widzą. Ale chcą dostrzegać nie tyle transparenty, znaki i słyszeć piosenki, lecz autentycznego ducha Ewangelii, której urokiem i dobrem będą na pewno podbici, bo "anima naturaliter christiana". Zwłaszcza anima orientis - wielkiego Wschodu jest z natury chrześcijańska, tam drzemią ogromne potencjały wiary, tam się żarzą węgle, tylko trzeba je rozdmuchać. Nie można pluć na nie ani obelgami zasypywać, tylko trzeba razem z nimi rozdmuchiwać. I wtedy oni pójdą za krzyżem w tym autentycznym pochodzie pokojowym, zbawczym w skali wieczności i zbawczym dla naszego świata.

Wygłoszona w czasie wrocławskiej pieszej pielgrzymki